Słowo z Pustelni 04.02.2020r.

Po „schodach” po cud!

Tym razem słyszę o przeszkodach, które mam szanse ominąć.Są to  tzw.”przeszkadzajki” życiowe,w które bywa, że mogę się zapętlić i do jakiegoś cudu,który Bóg chce mi po prostu ofiarować, nie dojdzie! Spróbujmy pokonać je wspólnie:

1.Fakty, które uderzają w rozum i prowokują do racjonalizacji.
” Twoja córka umarła.Czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?”
Świat tak nam „pomaga” wszystko racjonalizować,że mamy ten nawyk oswojony niczym oddychanie.
Ileż razy stwierdzamy, : no w tym momencie to już nie ma sensu, albo: po co,gdy i tak to nic nie zmieni. Niby nic takiego,a jednak już na wstępie możemy nie podjąć wezwania.
2. Zniechęcanie nas.
To już jakby skutek racjonalizowania.Jeśli jednak jesteśmy ludźmi wiary,to warto zapamiętać, że będzie ono uderzało w nas przez całe życie z trzech źródeł: z nas samych, poprzez ludzi i przez Złego.
I już na tym etapie zmagania, trzeba przypominać sobie i bronić się tarczą i mieczem słów Jezusa:
” Nie bój się, tylko wierz!”
3.Samotność i oddzielenie od źródeł zgiełku.
” I nie pozwolił nikomu iść ze sobą, z wyjątkiem…”
Nie ciągnijmy uparcie ze sobą i we wszystkie swoje sprawy wszystkich, których podsunie nasza pomysłowość.Przestańmy tyle mówić o tym, co jest problemem!I nie mówię, żeby zaniechać w ogóle poruszania tego co problem obiektywnie może stanowić.Ale warto być czujnym,by nie stać się gderającym,którego narzekanie stało się już jak dwutlenek węgla! Ten zgiełk zagłusza nam serce, aby było zdolne usłyszeć szelest nadchodzącego i wkraczającego w jakiś sposób w sam środek naszej biedy Jezusa! Użalamy się, robimy dramę, komórki przegrzane od zdawania relacji innym,a co mówi Jezus?
„Dlaczego robicie zgiełk i płaczecie?….”On zaś WYRZUCIŁ wszystkich…”
Proponuje „przerzedzić ” swój tłum ludzi lub intensywność nadawania tylko w jedno ucho.
Proponuje dobrze zlokalizować źródła zgiełku,które sami robimy.
4.Wolność od opinii ludzkich.
” Lecz oni wyśmiewali się z Niego”.
Nie jest dobrze, jeśli czyjaś opinia tak mnie wiąże, że aż paraliżuje.
Nie jest dobrze, jeśli ktoś się ze mnie śmieje i mnie to zwija kłębek.
Nie jest dobrze, jeśli jakakolwiek dezaprobata ludzka wycofuje mnie.
Jezus robił swoje,a do prześmiewców miał duży dystans.I tak jest zdrowo.
Praktykuje. I powiem,że jest mi z tym naprawdę lżej.
5.Przełamać barierę wstydu przed Jezusem.
Jeśli chcesz cudu,choćby tego małego,duchowego,nie spektakularnego,wpuść Jezusa w swoje miejsce,obszar, gdzie coś wygląda na jakby martwe.Może jest upokarzajace.
Pozwól by On ujął to za konkret, ” wziął dziecko za rękę” i nie zagaduj Boga, bo On chce z mocą DZIŚ do Ciebie i do mnie w jakimś bardzo konkretnym wymiarze,obszarze wyszeptać, bez pompy na stadionach: „Talitha kum”!
6.Do cudu zawsze potrzebna jest wiara dziecka.
Masz w sobie jeszcze tę wewnętrzną dziewczynkę? Lub tego chłopca, który wierzy Bogu i ufa, że On wie co robi?
Jeśli tak,to pozostaje mi życzyć już tylko smacznego,bo po tych bojach o uzdrowienie, Jezus zwykle lubi też nakarmić ciało.” I powiedział, aby dali jej jeść”!
W sumie dziewczynka nie była świadoma ile „schodów” Jezus miał do tego cudu,ile przeszkód. Przez to przechodził za to jej ojciec, przełożony synagogi.
Może tak być, że wszystkich potrzebnych dyspozycji,o które prosimy dla innych, Bóg najpierw chce dla nas samych i to my będziemy musieli wykazać się dojrzalszą postawą wewnętrzną lub otwartymi na cuda najpierw z nami.
7.W całość wątku wplata się od tyłu kobieta, cierpiąca na krwotok.

Dla mnie jest obrazem kogoś , z kogo uchodzi życie.Krew zaś w Biblii jest synonimem życia. Życie uchodzić z nas może na dwa sposoby.Albo wykańcza nas choroba, która toczy ciało, albo też cierpimy z jakiegoś powodu wewnętrznie i to odbiera nam życiową energię.Spotkanie, które miało ,- według scenariusza kobiety, przebiegać sprawnie i niezauważalnie, bez angażowania świadomości Jezusa, On czyni na tyle ważnym, że dziś o nim możemy czytać i z niego czerpać,choć minęło już tyle wieków!

To pokazuje, jak czasami dalecy jesteśmy od Jego mentalności, w swoim sposobie przychodzenia do Jezusa, myślenia o Nim, potrafimy być bardzo odlegli od tego, co dla Niego tak naprawdę jest ważne! Jak bardzo czuły jest Nasz Jezus na wiarę, na pokorę i skromność.Jak można Go dotknąć dogłębnie i samemu odzyskać życie, nawet jeśli nam się wydaje, że przedzieramy się przez gęsty tłum, że jakby Jezus stoi do nas plecami i w dodatku sięgamy gdzieś jakiegoś frędzla, a to i tak w naszym mniemaniu dużo.Tymczasem Nasz Jezus uczynił się formą Chleba, którą mamy możliwość przyjąć, jak głodne dziecko na język codziennie, a wiarą już nie podchodzić gdzieś od pleców, ale ufnie się wtulić w Niego.I co najważniejsze,- nie musimy sobie na taką bliskość zasługiwać.No nie musimy!Nie musimy być czyści, bez zarzutu i godni Jego uwagi. Wystarczy, że bardzo tego pragniemy i , że mamy w sercu wiarę w sensowność bliskości z Nim.
s. Teresa M.