Słowo z Pustelni 16.11.2020 r.
„Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie.”
My jesteśmy w nieporównywalnie dużo lepszej sytuacji, niż niewidomy Bartymeusz. Nie musimy usilnie wołać, gdzieś wciśnięci w tłum, aby zatrzymać Jezusa, sprowokować dialog!
Teraz wystarczy, że choćby myślą zwrócisz się ku Niemu, nie zdążysz wydobyć głosu, a On już Cię usłyszy, a już skupisz uwagę Boga na sobie! Tak! Bardzo niewiele potrzeba, abyś Jezusa zatrzymał i sprowokował do Jego zasłuchania w Twoje serce, Twoje myśli i najcichsze pragnienia.
Po Wstąpieniu do Nieba, Jezus ma nieograniczone ciałem możliwości, by być zatrzymanym przy każdym z nas z osobna. Mam jednak wrażenie odwróconych ról. W dzisiejszej rzeczywistości, to tak, jakby Bóg, próbował wołać za nami! Ulituj się nade mną! I nie dlatego, że Sam jest ślepy, tylko, pozbawiliśmy Boga prawa do istnienia, prawa do przebywania między nami, prawa do bycia Sobą – Bogiem, prawa do bycia Wcielonym Bogiem w Jezusie, prawa do głosu, prawa do przemawiania do naszych sumień. Pozbawiliśmy Go prawa do tego, by mógł nas kochać! Trzeba wołać do Niego jak Bartymeusz, ale też warto usłyszeć, jak Jezus próbuje przebić się przez „tłum” wszystkiego czym się współcześnie ogłuszamy i próbuje z kolei nas zatrzymać!
Może trzeba pokornie się w końcu dać zatrzymać i zapytać: Jezu! Co chcesz, abym dla Ciebie uczynił?
Czego pragniesz ode mnie? Co mam, a czego Ty Bóg, nie możesz się doczekać jak nędzarz ode mnie samego?
s. Teresa M.