Słowo z Pustyni 18.09.2021 r.

„Czemu Mnie szukaliście? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?”

Co roku robili przez lata tak samo, sielanka i nic się niepokojącego nie działo, a tu nagle taka niespodzianka! Jeśli się zestawi co się mogło kotłować w głowach i sercach Józefa i Maryi przez trzy dni poszukiwać dziecka, które tak długo zdołali uchronić, a teraz Go nie ma, z widokiem całkowitej beztroski, zaangażowanego Jezusa w dysputy z Rabinami, naprawdę rośnie ciśnienie, któremu upust dała w swoim pytaniu Maryja: „Czemuś nam tak zrobił?” czyli, czemu tak nie wczułeś się w nasze położenie i wystawiłeś nas tak lekko, na ból serca?! No właśnie odpowiedź Jezusa, choć wówczas nie pojęta, jednak rzuca światło na to, że to nie wina Jezusa, że mają Syna lat już dwanaście i po mimo zażyłości, nadal szukają Go po omacku, bez jakiegokolwiek związku z tym, co im mówił przez te lata, a przynajmniej przez ostatnie pięć . A musiał mówić nie jeden raz, skoro w tej dramatycznej scenerii, nie waha się nazywać Boga Ojcem, a Świątynie Jego Domem. To pokazuje, że Józef z Maryją naprawdę się Jezusa, jako Boga pokornie uczyli, że często słuchali z zapartym tchem, ale nie rozumieli, że też im trochę powszedniał i nie zadawali sobie trudu każdego dnia, by zgłębiać, właściwie, to co On miał na myśli? W życiu duchowym, Jezus czasami właśnie tam, gdzie się czujemy zbyt pewni, zbyt bezpieczni zbyt osadzeni jakby w relacji z Nim, On nas wprowadzi w ból nowych i ciemnych niewiadomych, wprowadzi w zmagania, a nawet może doprowadzić nas do stanu, w którym w końcu się doczeka, że wyjdzie z nas to, na co nigdy wcześniej byśmy sobie wobec Niego nie pozwolili. Np. ktoś popadł w bardzo subtelną pychę i samozadowolenie, że nigdy w stronę Boga nie krzyczał, nigdy nie podnosił głosu, zawsze był taki ułożony, subtelny, delikatny, a tu nagle trach! Poleciały pociski słowne! Jezus będzie nas czasami w życiu duchowym bardzo prowokował, nawet pozwoli na wiele złemu, ale tylko po to, abyśmy wyszli poza ramy własnego wizerunku i ramy tego co o sobie i o Bogu już rzekomo wiemy. Będzie wydobywał z nas, to wszystko, co nawet nie wiedzieliśmy, że trzymamy pod siedmioma kluczami bycia opanowanym. Będzie nas rozmontowywał jak bombę, czasami doprowadzając do eksplozji, która jako jedyna ujawni, co w nas siedzi i jak bardzo On od dawna siedział obok tego wszystkiego. Myślę, że Maryja i Józef długo nie mogli dojść do siebie i mierzyli się z jakimś nowym wizerunkiem siebie samych w roli rodziców Boga. Jezus naprawdę Ich wtedy rozsadził wewnętrznie.
To był nowy etap, w którym być może pokornie stwierdzili oboje, że bardziej czują się dziećmi Jezusa niż Jego opiekunami. Na pewno ten szlif ich bolał jeszcze po cichu długo.

s. Teresa M.