14 NIEDZIELA ZWYKŁA

Komentarz do Ewangelii (Mt 11,25-30) – 05.07.2020.

„Tak Ojcze, bo tak się Tobie spodobało.”
Przyznaję, że chodzę z tym Słowem od przeszło tygodnia i im dłużej z nim jestem, tym większa jest radość mojego serca. Dlaczego? Być może dlatego, że chyba po raz pierwszy dotarło do mnie, iż mój Niebieski Tato też ma swoje preferencje (przy całej świadomości, jak owo „też” jest tu bezradne i nie na miejscu). Co więcej, to wszystko, a raczej, ci wszyscy, których jakoś preferuje i którzy Mu się podobają, nie zmuszają mnie swoimi czynami do wyprawy na przysłowiowy Mount Everest, bo to nie dla dzieci. Dla dzieci są kolana Taty. I nie trzeba się nawet bardzo starać, wystarczy bezradnie podnieść ręce i dać się przytulić. Rzeczywiście, „(…), nasze niebycie, nasze bycie niczym jest miejscem, w którym zgarniamy bogactwa tego, który Jest. A On jest wszystkim” – pisze Silvano Fausti.
I jeszcze jedno, w tej wspomnianej Wszystkości Boga jest miejsce na słabość. To dziwne, ale On naprawdę ma szczególną słabość – zwłaszcza do naszej słabości. Rzeczywiście, najpierw wybiera tych, którzy są jak małe dzieci, a następnie zaprasza do siebie wszystkich znużonych i obciążonych. Inna rzecz, że zamiast ulżyć, proponuje przyjęcie brzemienia Jego Miłości, oraz lekcję łagodności i pokory przy Jego Sercu. Cóż, taka jest Jego Miłość i taka jest każda prawdziwa miłość – nie jest jakimś nieporęcznym, „trudnym do udźwignięcia pakunkiem, lecz parą skrzydeł”, która unosi ku Umiłowanemu i sprawia, że za nic w świecie nie chcemy się tego brzemienia wyzbyć. Wiedzą o tym ci, którzy choć raz w życiu kochali naprawdę.

s.A.Z.

Możesz również polubić…