XXXIII Niedziela Zwykła

Komentarz do Ewangelii św. Mateusza 25,14-30

          „Podobnie jest z Królestwem Niebieskim, jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek”. To ostatni u Mateusza obraz Królestwa Bożego, a jeśli ostatni, to ważny, bo streszczający wszystkie wcześniejsze. Nie mamy wielkiego kłopotu z rozpoznaniem w owym wybierającym się w daleką podróż człowieku – naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Trudniej jest z rozdanymi przez Niego talentami, które często zupełnie niefortunnie mylimy z pewnymi osobowymi predyspozycjami, podarowanymi nam przez Boga. Nie idzie tu jednak o poszczególne dary, ale o Niego Samego, a więc o Miłość. Jeśli więc talenty są Miłością Ojca wobec każdego z nas, dlaczego tak nierówno zostaliśmy obdarowani (przypowieść mówi o pięciu, dwóch i jednym talencie)?

Czyżby każdego kochał trochę inaczej, jednego mniej, a drugiego więcej? Mateusz zanotował: „(…) każdemu według jego zdolności”, czyli na miarę pragnienia (jeśli mamy na przykład dwóch bardzo spragnionych, jednemu wystarczy szklanka wody, by się napić, drugiemu trzeba wiele takich szklanek). A zatem, możemy być pewni, że każdy z nas jest kochany Miłością Absolutną i Bezwarunkową.

Jeśli więc Bóg tak nas umiłował, „to i my winniśmy się wzajemnie miłować” (1J 4,11). Co dalej? Pan odjechał, a raczej ukrył się w Drugim – często w tym najmniejszym, nieśmiało wyglądając owoców swej Miłości. Czasem wracają do Niego w drobnych gestach dobroci, czasem w wielkich, a czasem nie wracają wcale. I to Go boli. Jak każdego, którego Miłość została odrzucona. Cóż, ukochany, skreślając Miłość Kochającego, skazuje samego siebie na nieistnienie, bo jesteśmy tylko o tyle, o ile kochamy i pozwalamy się kochać.

s.A.Z.

Możesz również polubić…