Wpisy

Wielkanoc A.D. 2020

Drodzy Czciciele

Świętego Arcybiskupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego.

Wielki Post, rozpoczęty w Środę Popielcową, prowadzi nas poprzez Misterium Wielkiego Tygodnia do tryumfu Poranka Wielkanocnego, który zawsze rozbrzmiewa radosnym dźwiękiem dzwonów i pieśnią – Zmartwychwstał Pan, Alleluja. Tegoroczną Drogę Wielkiego Postu – dotknęła nasz kraj i świat cały
pandemia koronawirusa, toteż z serc naszych wznosimy gorące i ufne modlitwy do Tronu Bożego o odwrócenie tej klęski i uproszenie pokoju, śpiewając: „Święty Boże! Święty Mocny! Święty, Nieśmiertelny! * Zmiłuj się nad nami. Od powietrza, głodu, ognia i wojny * Wybaw nas, Panie. Od nagłej i niespodziewanej śmierci * Zachowaj nas Panie. My grzeszni Ciebie, Boga, prosimy * Wysłuchaj nas Panie”.
W dziejach naszego narodu, w obliczu klęsk, przodkowie nasi zawsze uciekali się do Boga przez przyczynę Bogarodzicy, naszej Matki i Królowej. Król Jan Kazimierz, podczas potopu szwedzkiego, składał śluby narodu w Katedrze Lwowskiej, przed obrazem Matki Bożej Łaskawej. W krwawym okresie Powstania Styczniowego, święty Pasterz Warszawy, abp Zygmunt Szczęsny Feliński, kierował do wiernych zachętę: „Pan Bóg nawiedził nas, Mili Bracia, ciężkimi próbami, znak to jest, że chce, abyśmy do Niego się uciekali … przez pośrednictwo Maryi, … Matki Kościoła”. W 1920 r., kiedy ze Wschodu szła nawała bolszewicka, zagrażająca Polsce, Lud Warszawy modlił się na Placu Zamkowym przed Najśw. Sakramentem o ocalenie. I zwycięstwo przyszło, dzięki pomocy Bożej i Matki Najświętszej, dzięki poświęceniu ks. Ignacego Skorupki i ofiarnej walce polskiego oręża. W trudnych latach po II wojnie światowej kard. Stefan Wyszyński, którego Kościół w tym roku wynosi na ołtarze, uwięziony, potem internowany w Komańczy, wołał do Boga, przez przyczynę Matki Najświętszej, a z nim cały naród: „Wielka Boga-Człowieka Matko… Królowo Świata i Polski Królowo … spojrzyj na nas, Pani Łaskawa, okiem Miłosierdzia Twego i wysłuchaj potężnych głosów … oddanego Ci Ludu Bożego”. I Bóg wysłuchał.

I my, w tym trudnym czasie zagrożenia, kierujemy do Boga, przez przyczynę naszej Matki i Królowej oraz Świętych Narodu polskiego, serdeczne prośby, pokorne błagania i gorące modlitwy o zdrowie i bezpieczeństwo, o łaski i błogosławieństwo Boże. Tą modlitwą ogarniamy wszystkie Drogie nam Osoby, Wszystkich, zatroskanych o jedność, zgodę i wspólne dobro Kraju, Rodziny, Człowieka.

Jednocześnie do Wszystkich kierujemy najlepsze życzenia: błogosławionych Świąt Wielkanocnych, pełnych pokoju i światła, obfitych w dary Nieba i Ziemi, opromienionych modlitwą i radosnym śpiewem: Alleluja, Królowo Nieba wesel się.

s. Teresa Antonietta Frącek RM

Słowo z Pustelni na Wielką Sobotę 11.04.2020 r.

Bo gdy zabiliśmy Słowo Ojca, On już odziewał je w przebaczeniu cichym Zmartwychwstaniem.

Cisza, skrywa dziewictwo myśli Boga o Tobie. Nim się począłeś, byłeś w Jego Ojcowskiej myśli, otulony ciszą. Później gdy zacząłeś istnieć, kształtowałeś się znów w ciszy łona swej matki. Cisza jest pierwszym doświadczeniem jakie znasz. Najpierw cisza. Później w swoją ciszę stopniowo zacząłeś przyjmować dźwięk i słowo.I nie każde miało źródło w Słowie i do Słowa prowadziło. Jesteś dorosłym człowiekiem i teraz sam decydujesz, o jakości Twojej ciszy i o jakości Twego słowa.Ty sam wciąż możesz w wolności decydować, czy cisza, to nieznośna klatka, potrzask, nuda i dwanaście stopni ku rozpaczy, czy może cisza, to otulenie Łona Ojca, niezmienne w każdej okoliczności życia.Czy to po prostu mieszkanie ze Słowem, które prowadzi Cię w coraz głębsze poznanie i szczęście. Ty decydujesz, czy cisza, to dla Ciebie przekleństwo,czy błogosławieństwo.Ty decydujesz, czy cisza, to przyjaciółka, która oswaja Cię łagodnie z przemijaniem i śmiercią, czy jest jak niezręczna pauza, którą wszyscy chcą zagadać, a wśród nich Ty pierwszy. Ty decydujesz czy Twoja cisza, to ciągła transformacja myśli pełnych instynktu samozachowawczego, kąśliwych lęków jak komary, czy raczej tęsknota i czekanie , by znów usłyszeć słodki dźwięk Słowa. Piję cicho ze Zdrojów Zbawienia, a Ty zrób jak chcesz.Możesz zawsze w każdej chwili swą ciszę uczynić w jednym momencie ucztą z Nim.

s. Teresa M.

Słowo z Pustelni – 06.04.2020 r.

Akurat rozrzutność, nieobliczalność, szaleństwo w miłości, Jezus dobrze rozumie.

Umie ją też przyjąć.Zawsze będzie brał takich jak Maria w obronę.
Dojrzała miłość potrafi nie tylko wszystko ofiarować, umie także nie bronić się przed przyjęciem wszystkiego.
Dojrzała miłość umie pić nie tylko ze słów, spija miłość gestów.Sama na ogół nie oblicza strat, ale umie być w pełni świadoma ceny.
Miłość dojrzała rozpoznaje ten moment, ten dzień,ten czas.
Maria wie, że choćby wylała hektolitry najdroższych olejków, i tak Jezusa nie prześcignie w hojności.
Dorosły mężczyzna w wieku Jezusa posiada około 6 litrów krwi! Gdybyśmy poszli w matematykę, to jak wymierzyć cenę Krwi wylanej do końca, aż do wypłynięcia wody przez Jezusa, w stosunku do pół litra tych wonności szaleńczo rozlanych na stopy, zamiast na głowę,jak przystało u Żydów?
Maria daje tyle, ile może i potrafi. W darze olejku jest skończona, w darze miłości odczuwa się, że tam się wylewa znacznie więcej…
Jezusa nie prześcigniemy w rozrzutności…
Może to szalone? Ale prawdziwe, w tajemnicy Paschalnej, ukrytej w tajemnicy Eucharystii, Jezus czyni względem Ciebie i mnie to samo co Maria, a nawet dużo więcej. Kąpie nas w Swoim Bóstwie całych, namaszcza i poi Krwią, otula już nie włosami jak Maria, otula Swoim Zmartwychwstałym, Uwielbionym Ciałem. Syci ciszą, kaloryczną od Ducha Świętego i daru pokoju! I wystarczy, że wierzysz…I wystarczy, że uczysz się kochać coraz bardziej…
s. Teresa M.

Słowo z Pustelni – 04.04.2020r.

Jeśli występuję w swym sercu przeciwko innej osobie, to nawet z jej obiektywnego dobra, czynię nie dobrą nowinę,ale donos. Faktem donosu rozpoczyna się się dzisiejsza Ewangelia i nawoływaniem do kolejnych donosów się kończy.Okoliczności  spięte tymi samymi klamrami: donosem, – mową nie życzliwą, zatrutą.

Niektórzy z nich udali się do faryzeuszów i donieśli im, co Jezus uczynił.
(J 11,46 

Donieśli…no właśnie…O dobru drugiego człowieka możesz mówić, jak o czymś radosnym, czym sam się szczerze cieszysz, możesz mówić z szacunkiem , uznaniem, lub w sposób, który ma zadziałać na jego niekorzyść, i wtedy naprawdę donosisz, nawet jeśli osobiście tego tak nie nazywasz po imieniu.
„Arcykapłani zaś i faryzeusze wydali polecenie, aby każdy, ktokolwiek będzie wiedział o miejscu Jego pobytu, doniósł o tym, by można było Go pojmać.”
Swoją opinią, słowem, działamy zawsze albo na korzyść drugiego, albo też wplatamy się w misternie uwity diabelski łańcuszek, jako jedno z jego ogniw, nakręcając spirale niechęci, zazdrości, zawiści i dezaprobaty. Jezusa zniszczono najpierw językami, które z obfitości serc przemawiały.Innymi słowy, co mieli w sercu , to i na języku.I z nami wcale nie jest lepiej.Jest dokładnie tak samo.

Ze wszystkich rodzajów broni, która jest zarzewiem do najgorszego, uważam , że nadal wciąż pozostaje ta w zasięgu każdego z nas, mianowicie nasz język.
“Życie i śmierć jest w mocy języka” (Prz 18, 21).
s. Teresa M.

Słowo z Pustelni – 28.03.2020 r.

„I powstało w tłumie rozdwojenie z Jego powodu.”
Trzeba by dodać, że trwa po dziś dzień…
W czym tkwi problem? 
O co my się właściwie wszyscy nieustannie przewracamy?
To też byłoby za pewne kolejnym powodem do podziału.
Czy nie dlatego, że wszyscy za dużo mówimy, a za mało nasłuchujemy tego, co właściwie ma nam do powiedzenia Sam Bóg?
Czy nie dlatego,że podczas, gdy jedni odmawiają Koronki, Różance, Nowenny i mnożą, mnożą pacierze jak zaklinacze węży, inni próbują wsłuchiwać się w Słowo Boga? W Jego mowę poprzez ciszę i poprzez wydarzenia życia?
Cisza naprawdę oddramatyzowuje spojrzenie i płucze jak czysta woda psychikę i serce z tego, co jest tylko szumem medialnym. Szumem cudzych myśli, sądów lub diagnoz.
Jezus do dzisiaj ma z nami pod górkę, bo nieustannie stawiamy Mu granice tego jakim dajemy Mu w swej zarozumiałości prawo być, a jakim Go znać i przyjąć nie chcemy. Do dziś ma z nami pod górkę, bo albo narzekamy, że jest niedostępny i daleki, albo jęczymy, że jest za prosty, za bliski. Albo zamykamy Go tylko w kapiących złotem Bazylikach, albo znów stwierdzamy, że w czterech ścianach naszego domu Go nie ma. Im bardziej wzmagają się te wyścigi teologicznych dociekań lub wyścigi wypowiedzi tego co jest teraz bardziej właściwe, tym bardziej staje się to odrażające.
Albo zaczniemy czytać Biblie i stamtąd czerpać Światło, albo będziemy się stawali coraz bardziej karłami uprawiania wiedzy o Bogu i wiedzy o tym, co to znaczy wierzyć.
A Jezus? …”Ja zaś jak potulny Baranek”…Przeraża mnie czasami,jak łatwo my mali ludzie potrafimy zakrzyczeć Cichego Boga.
Maryjo, Matko słuchająca, naucz nas przyjmować Jezusa bez szemrania w tym wszystkim co JEST. Naucz Go znajdować, słyszeć i TRWAĆ.
Tak, jakbyśmy mieli zostać unicestwieni ze wstydu,że czegoś nie rozumiemy, że coś nas przerasta, że nie mamy światła zaraz na każdy temat i każdą sprawę.

Cisza i milczenie uczą zaś pokornego czekania i cierpliwości,aby Bóg Sam objawił nam, jak bardzo mądre są Jego zrządzenia i dopusty, i jak bardzo przykłada się nieustannie do  Ojcowskiej troski o każdego z nas.
Chyba to jest to, co miała Maryja,że umiała czekać nie nazywając zaraz wszystkiego i wcale nie wszystko rozumiejąc, ” rozważała w sercu Swoim”.
Może dlatego,ta umiejętność rozważania przed mówieniem, pomagała Jej w szarej, mozolnej, żmudnej codzienności sprawić, że Jezus  czuł się przy Niej wyjątkowo dobrze, wyjątkowo bezpiecznie i wyjątkowo mógł być przy niej Sobą.Pochwalił tę umiejętność Swej Ukochanej Matki,gdy w innym miejscu usłyszał,jak błogosławione były łono i piersi, które ssał. Nie zaprzeczył i owszem! Ale , błogosławieni są także Ci,którzy słuchają Słowa Bożego i je zachowują!
Tak sobie myślę Maryjo, jaki był heroizm Twego milczenia. A któż mógłby lepiej niż Ty potwierdzić tożsamość Jezusa? Kim jest i skąd pochodzi i dokąd zmierza!?
Podczas gdy wszyscy skaczą sobie do oczu i gardeł, Ty wiesz skąd się Jezus wziął w Twoim łonie i milczysz…
s. Teresa M.

Słowo z Pustelni – 23.03.2020 r.

„Oto ja stwarzam…”Iz.65,17 a

W tym stwierdzeniu wyraziła się natura Boga względem nas,względem wszystkiego!
Bóg nie stworzył świata raz,nie stworzył też człowieka raz!
Ojciec nieustannie stwarza i nieustannie pragnie stwarzać! Nawet TERAZ.
Bóg się tym nie męczy,to leży w Jego najgłębszej istocie, że stwarza. Czego dotknie, lub wobec czego rzeknie swoje słowo,stwarza nową rzeczywistość.Bóg nieustannie rodzi Życie. Nawet wówczas,gdy nam się może wydawać,że burzy,to w istocie zawsze działa jako Budowniczy i Renowator.
Warto kontemplować tę prawdę, czytając np. w tym kluczu całą Biblię.Śledzić w niej wszystkie przejawy tego nieustannego stwarzania.
Czy to widać wyłącznie w licznych cudach, takich jak choćby ten z dzisiejszej perykopy? Po wnikliwszej i dłuższej lekturze Pisma Świętego widać, że nie.
Najbardziej zachwyca mnie moc stwórcza samych słów Boga. U Boga każde słowo to akt najgłębszej Jego woli. Bóg mówi,bo kocha!Ta moc przejawia się bez względu na kilometry, bez względu nawet na opór.Bóg słowem swoim ma moc nad wszystkim! Choć nie zawsze tej mocy używa.
Jeśli Bóg wydaje z siebie słowo,ono zawsze stwarza nową rzeczywistość.Najbliższe są mi te poruszenia stwórcze,które dokonują się cicho,w ułamkach sekund,wewnątrz nas, na poziomie przemiany serc i przemiany myślenia.
Przez to, że zdecydowana większość z nas obdarzona jest darem mowy, to nam wszystkim ten dar mocno powszednieje.I mało lub nieznacznie na co dzień zdajemy sobie sprawę, że nasze słowa też zawsze mają jakąś moc.Chyba też nieustannie projektujemy własne bezpłodne paplanie na słowa Boga.
U Niego nie ma słów zbędnych, słów pustych, słów pozbawionych sensu i mocy!Bóg się mową nie bawi,a już na pewno względem nas.
Może dlatego gdy On do nas mówi, słuchamy Go jak jednego z nas! A należałoby nieustannie odświeżać wiarę,że to BÓG POWIEDZIAŁ WŁAŚNIE!
Jesteśmy bardzo wrażliwi na słowa ludzi,ale otumanieni na fakt przemawiającej Osoby Żyjącego Boga.
Może wtedy doświadczali byśmy znacznie głębiej jak nas tworzy Ojciec,gdy wypowiada swoje słowo w Jezusie i przez Jezusa.
Czy rozumiemy jaki to przywilej, jaka to łaska,jaki to cud,że chce mówić do nas malutkich SAM BÓG?????
Dużo się teraz mówi i pisze o Komunii Świętej duchowej i dobrze,ale… pocałuj Biblię w domu,pocałuj każde Słowo,które wypowiedział z najgłębszych pokładów swej najczulszej miłości do nas Bóg.
s. Teresa M.

Słowo z Pustelni – 16.03.2020 r.

Co do mnie mówisz Jezu Nasz Ukochany? Co chcesz powiedzieć też tutaj przez moje nie czyste usta?

Ty,o którym dziś słyszymy, że gdy wytykałeś bez znieczulenia prawdę o zamkniętym sercu i braku wiary w Ciebie,w odpowiedzi otrzymałeś złość i zawiść, która miała Cię przedwcześnie pozbawić życia,straceniem ze skał.
Łatwo mówić do odbiorców,którzy Cię kochają,którzy Cię pragną.
Łatwo pisać do często zupełnie anonimowych odbiorców.Ale gdybym miała stanąć teraz przed sztabem ludzi możnych tego świata,przerastających mnie tytułami,wiekiem,doświadczeniem, mądrością, inteligencją,to czy miałabym odwagę powiedzieć do nich,co naprawdę słyszę,rozumiem i w co głęboko wierzę i co czuję?
Czy gdybym miała doświadczyć tego co Ty Sam,złości, zawiści,zgrzytania zębów i chęci wprost pozbawienia mnie życia,czy nadal niezmiennie mówiłabym,to co napisze za chwilę?
Nie będę w zarozumiałości i zuchwałości zapewniać,że tak,i nie będę zaprzeczać,że na pewno bym uległa,- jak większość, konformizmowi duchowemu.Nie wiem tego,Ty to  wiesz Jezu! Ale zakładam, że jak nie jeden raz wywołałam sprzeciw w swoim życiu,tak i tym razem mogę wsadzić przysłowiowy” kij w mrowisko.”
Zatem: to co słyszę oparte jest ściśle o nieprzypadkowe dzisiejsze pierwsze czytanie.
Więc zanim walnie ktoś we mnie kamieniem swoich zbuntowanych myśli, proszę po siostrzanemu,pokornie i na klęczkach to pisząc, pochylcie się uważnie ze mną nad treścią dzisiejszego czytania o uzdrowieniu Naamana.
Naaman nie był wierzącym!
Ale znalazł się w życiowym potrzasku.Trąd był w jego czasach nie tylko pewnym wyrokiem śmierci,był też wyrokiem społecznym.Groziła mu potworna i nie ludzka izolacja i odtrącenie.Zawaliło mu się wszystko. Całe życiowe powodzenie, przepych,poczucie złudnego bezpieczeństwa.Dowiedział się,że jest jakiś tam prorok,i że jego Bóg może go uzdrowić.I w zasadzie tylko tyle od tego Boga,-jeszcze wtedy mu obcemu, chciał.Nic więcej.Był tak zdeterminowany, że udał się do proroka Elizeusza.Ale…miał na to swój scenariusz.Biedak stanął przed skromnym domkiem proroka z całym swoim przepychem i resztkami ” pseudo” wielkości i skuteczności.Nadźwigały się juczne zwierzaki jego blichtru i zapłaty! Udał się tam jako wciąż ” coś znaczący” i ” ważny” człowiek.
I mądry, pełen Ducha Świętego Elizeusz tak „poprzebijał” tego „zadufanego balona”,jego nadymane ego,że go prawie obraził! O włos urażona miłość własna Naamana, pozbawiłaby go… uzdrowienia!
A czemu tak? 
Otrzymał bowiem lekcję pierwszą: prorok w ogóle do niego  NIE WYSZEDŁ!
A masz! Pierwszy policzek, ktoś raczył wysłać do niego sługę.
A potem recepta na zdrowie okazała się być irytująco prostacka! Taki intelekt,taka powaga, ma się tak nagiąć i zrobić coś tak uderzająco prostego,jak zanurzyć się w wodach nie za czystego Jordanu i to siedem razy! Oczywiście dzisiejszy człowiek dla zdrowia, nie miałby oporów,zanurzyłyby się nawet w fekaliach.Różne rzeczy już widziałam,które ludzie czynili dla swego zdrowia.
Upomniany z kolei przez swego sługę,że tak naprawdę nie ma nic do stracenia,podejmuje to wezwanie,i śmiem podejrzewać że bez wszystkich do tego dyspozycji serca.Męska duma i co tam jeszcze, na pewno sporo tego buzowało w jego głowie.Jeśli czytaliście,to wiecie, jaki był mimo wszystko efekt końcowy.
I teraz,co nam to DZIŚ mówi?
Czuję, że dużo.
Zalecenia są PROSTE!
Ale dla wielu tak proste,że aż nie wykonalne,a wręcz gorszące! No jak?
Zostać w domu?
Albo, jak już idziesz,to przyjąć Jezusa najpierw na tronik z dłoni w Adoracji i czci,by następnie samodzielnie spożyć Jezusa.
I spójrzcie, jakie to nie łatwe?
Co nam wszystkim właściwie dolega? O co nam chodzi?
Kogo my właściwie deklarujemy się w życiu SŁUCHAĆ????Komu chcemy być POSŁUSZNI?!
Rząd i Kościół,nasi diecezjalni Biskupi proszą,a my ( nie mówię że wszyscy) ,ale czy nie jesteśmy „mądrzejsi od”?
I tak jest z nami w zasadzie we wszystkim.
 Najpierw nie umiemy słuchać siebie nawzajem i być sobie poddani,posłuszni i ulegli,bo nie mamy tej postawy wobec Samego Boga.Przestaliśmy słuchać Jego prostych rad do szczęścia!
I teraz, czy coś tracimy na tym,że choćby posłuchamy głosu Kościoła,w zaufaniu Bogu Samemu? Czy stracę coś na tym,że posłucham kogoś,kto w moich oczach może stracił wiarygodność?
Nie,nic nie stracę, jeśli ten akt, skieruje wprost ku Bogu.
To po pierwsze, a po drugie:
Co nam wszystkim po zdrowiu i świecie bez Boga? Ludzie,których kocham do bólu!
Co jeszcze musi nam zacząć dolegać,aby nasza zarozumiałość pękła jak balon Naamana, abyśmy zrozumieli, że potrzeba nam nade wszystko iść się oczyścić w Sakramencie Pokuty i Pojednania?!
Upraszczam rzeczywistość?
Tak, świadomie, bo upraszcza ją dla nas Sam Miłosierny Bóg!
Zadaj sobie pytanie z czego chcesz i powinieneś/naś się iść obmyć,aby naprawdę wyzdrowieć duchowo?
Zatrważające,ale człowiek umie się tak oswoić ze sobą i  swoimi wadami, że ich nie dostrzega,a nawet jest mu z nimi dobrze i broni ich jak cnót!
Myślę,że zwłaszcza dotyczy to środowiska osób konsekrowanych! Ale nie tylko,dotyczy także tych,którzy  zadomowili się w grzechach ciężkich.Przepraszam,ale tak jest…
Więc gdybym miała stanąć na areopagu wszystkich możnych tego świata,z całą pokorą powiedziałabym:
 ludzkie starania,-tak, rozumne profilaktyki i restrykcje,-tak,ale jeśli chcemy wszyscy być szczelni na  zło,i z mocą jeszcze raz napisze SZCZELNI NA ZŁO i jego skutki,proszę Was wszystkich pokornie posłuchajmy prostych zaleceń naszych Pasterzy,nawet jeśli nam się nie podobają,a  oprócz tego,niech się KAŻDY z nas uderzy w piersi i pójdzie obmyć do Konfesjonału! Tego nam jeszcze NIKT nie zabronił,wręcz przeciwnie,o ile mi wiadomo możliwości płyną wartkim strumieniem, niczym w Jordanie. 
Wiem, wielkie intelekty każą mi się zaraz postukać w czoło! A co kulturalniejsi powiedzą biedna pustelnica,no chyba ma zmiany w umyśle.Ale mnie to nie przeszkadza, proszę Was, nim będzie za późno,nikogo nie straszę, idźmy się WSZYSCY pojednać z Bogiem.
Nie ma innej formy uszczelnienia przed złem i wszystkimi jego skutkami.Idźcie Kochani! A przekonacie się, że dla Boga nie ma nic nie możliwego!
I nie proszę oto z pozycji tej lepszej,wręcz przeciwnie,mówię to z pozycji jadącej z Wami w tym samym przedziale i piszę to z miłości do KAŻDEGO CZŁOWIEKA.
s. Teresa M.

Słowo z Pustelni 14.03.2020 r.

Nie z przypadku dane jest nam słyszeć dziś przypowieść o marnotrawnym synu…choć osobiście wolę ją czytać jako przypowieść o Miłosiernym Ojcu.Dziś mnie uderza w  niej pewna stwierdzona konsekwencja.Zaczyna się od tego,że to jeden z synów żąda połowy majątku,jeszcze za życia Ojca,a więc uśmierca go,gdy ten jeszcze żyje!Uczynił Ojca trupem w swoim sercu!Ojciec,którego opuszcza właściwie przestał mieć większe znaczenie dla niego.
Być może dlatego,z taką łatwością bierze swoją część i nie wnika,co czuje Ojciec, jaką on właściwie dał informację temu Ojcu: nie jesteś mi do szczęścia potrzebny!

I zdumiewają mnie słowa Ojca o nim,gdy powraca:” był umarły, a ożył”! Czyli, tak naprawdę uśmiercając Ojca w swoim życiu,uśmiercił siebie samego!
Taka jest logika i konsekwencje wszystkich naszych oddaleń od  Naszego Ojca w Niebie. Im głębiej i dłużej wymazujemy Go z listy naszych potrzeb,tym bardziej skrajnie sami pakujemy się w śmierć duchową.
W zasadzie przypowieść Jezusa jest tak piękna i głęboka sama w sobie, że ona się jakby samo-komentuje dla każdego serca,które czyta ją uważnie i w modlitewnym zasłuchaniu.
To nie jest przypowieść o niej,o nim,o tamtych,czy o tych! To przypowieść o Tobie i o mnie.
Zobacz, że Ojciec POZWOLIŁ synowi zadecydować, odejść,roztrwonić,upaść moralnie,pozwolił mu cierpieć,a więc pozwolił mu jakiś czas ponosić konsekwencje swego wyboru! Pozwolił mu zdobyć wiedzę i doświadczenie kim jest on sam i jaka jest Osoba Ojca!I gdyby nie te bolesne konsekwencje,może nigdy by się nie opamiętał. Tacy właśnie jesteśmy, na ogół wymuszamy na Bogu,aby dopuszczał bolesne konsekwencje rozmaitych naszych wyborów na nas.Wie,że w przeciwnym razie zatracili byśmy się w złu.Przedłużalibyśmy sobie w nieskończoność,to wszystko co nas niszczy.Czy obecny czas,który wszyscy przeżywamy, nie jest przypadkiem dźwiganiem niepięknych konsekwencji oddalania się od Źródła naszego Życia?
Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości o tym, że Ojciec szanuje naszą wolność i nie przestaje kochać i czekać?
W świetle ostatnich wydarzeń marzę i błagam Boga w modlitwach,aby pierwsze zdania dzisiejszej Ewangelii po prostu się działy!!!
Bo czytamy:
„W owym czasie przybliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać.”
Niech tak się stanie W OWYM CZASIE ,tzn. tym czasie, TERAZ!
Niech się odważnie przybliżą WSZYSCY,którzy dostrzegają w sobie grzech, aby Go słuchać!
Słuchajmy ze słodkich ust Jezusa tej najpiękniejszej z przypowieści,która nas bierze w obronę! 
Docenimy TEN CZAS.
Starszego syna nie ruszam celowo, wymagałby jeszcze długich refleksji i pisania.
Jedno tylko napiszę, niech czytanie o nim będzie nam przestrogą przed taką postawą porównywania się z kimkolwiek,także w TYM CZASIE.
Nikogo lepiej nie osądzajmy, Ojciec widzi w ukryciu i patrzy na serce!
Ojciec nie jest zainteresowany takim wizerunkiem Samego Siebie,Ojca, który wybiega na przeciw życiowego poparańca,aby mu wypomnieć jakim to nieudacznikiem się okazał! I dobrze mu tak…
I nie wyręczamy Ojca w dawaniu innym odczuć,że zasłużyli na karę!
s. Teresa M.

Słowo z Pustelni 09.03.2020 r.

Dobrze jest z tą dzisiejszą Ewangelią w Duchu Świętym, trochę tak usiąść Ojcu w Niebie na kolanach. Tylko Mu sprawimy radość! Odwagi!

Zobaczyć siebie jako małą drobinkę, mniejszą od ziarnka maku w wielkim kosmosie, która bezpiecznie i wygodnie otulona Jego Wszechmocnym Majestatem i Dobrocią,słyszy jeszcze raz te słowa Jezusa.
Poczuć się wyjątkowo godnie!
Odnaleźć w sobie siłę do bycia takim właśnie na co dzień, mocą tej Dobroci, którą czerpiemy zachłannie i bez zawstydzenia od Naszego Ojca. Dobrze jest zobaczyć się takim niedorosłym do tej miary, ale i stworzonym właśnie do niej. Nie stajemy się Dzieckiem Ojca Wszechmogącego z automatu, tylko dlatego, że łaska Chrztu była i pozostaje darmowa. To wszystko o czym mówi dziś Jezus, w zasadzie najbardziej czyni nas Dziećmi Ojca, a uruchomienie tej łaski przez nas na co dzień sprawia, że drugi człowiek, z powodu naszej postawy, dowiaduje się, że także Dzieckiem tego Ojca nie przestał być, choćby nie wiem jak daleko się oddalił, choćby nie wiem jak dalece i nas poranił. Ten poziom miłowania, to z jednej strony cóż, miłowanie z wysokości Krzyża, w Jezusie, a z drugiej strony, to właśnie poziom „z kolan „Ojca, poziom bliskości z Nim.B o kiedy uruchamiasz odważnie miłość ponad swoje bóle, łzy, cierpienie, ponad swój interes,ponad żal i cały wachlarz rozmaitych uczuć, kiedy wznosisz serce ponad swą krzywdę, Ojciec Niebieski poruszony Twoją postawą, daje Ci jeszcze więcej, niż Ty siebie stracisz! I to są te
„zanadrza”. Będę się gorąco modlić, aby Światło Miłosiernego Ojca odbijało się w naszych sercach, w naszych oczach,w naszych gestach.
Przypomina mi się taka pouczająca bajka, jak to mała mrówka porównywała się z całym mrowiskiem, no i w tych porównaniach oczywiście zawsze wypadała lepiej od wszystkich mrówek. Aż w końcu pewnego ranka, miała okazję pierwszy raz przyjrzeć się afrykańskiemu ptaszkowi Wikłaczowi.Był tak pracowity, że gniazdo, które jaskółka musi w trudzie lepić miesiąc, on lepił w jeden dzień, a w sezonie budował ich nawet do 30! Mrówka posmutniała po tych zachwytach, bo zrozumiała, że nie jest lepsza.Jaki z tego morał dla nas?A no taki, że jeśli obiektem naszego porównywania się będzie OJCIEC W NIEBIE, to zawsze,odejdziemy może nie tyle smutni,co raczej przekonani, jak dalecy jesteśmy od ideału.To zaś wewnętrzne przekonanie zacznie skutecznie urabiać nasze serca do większych starań w kierunku, jaki wyznaczają słowa dzisiejszej Ewangelii.
Niech kochający nas bezgranicznie Ojciec przytuli każdego z Was w Jezusie do Siebie i wzmocnić wolę do  życia według swej godności, bycia Dzieckiem takiego właśnie Ojca!
s. Teresa M.

II Niedziela Wielkiego Postu

Dzisiaj Pan Jezus wyprowadza swoich uczniów na górę, z dala od ludzi, na miejsce odosobnione. Tam umacnia ich ukazując swoją boską naturę. Ojciec daje świadectwo, że to Jego Syn umiłowany, że to prawdziwy Syn Boży. Potrzebne było Apostołom to doświadczenie przed męką Jezusa. Potrzebne, by nie stracili wiary podczas próby krzyża, by otworzyć ich serca na przyjęcie światła zmartwychwstania, by poszli głosić radosną nowinę…

Mnie też Pan Jezus wprowadza na Górę Przemienienia. Stać się nią może każda adoracja. Wychodzę wtedy z mojej codzienności, od ludzi, od spraw. Wpatruję się, Jezu, w Twoją Twarz ukrytą w Najświętszym Sakramencie, a Ty mnie umacniasz, przemieniasz,  przenikasz Sobą, pozwalasz trwać w Twojej miłości, w Tobie samym, osłaniasz świetlistym obłokiem. A potem trzeba zejść z góry, wrócić do obowiązków, ludzi, zajęć, czasem do trudu, prób, cierpień, pokus… Jednak wracam inaczej, umocniona Twą łaską, z pewnością w sercu, że zawsze ze mną jesteś.

s. Magdalena S.